Kotlin 1979
Zdzisław przecierał oczy próbując nie patrzeć w zachodzące na krwisto słońce. Dziś był ten wspaniały dzień, dzień wypłaty. Dostał jak zawsze w czasie żniw najwięcej ze wszystkich, bo po prostu był najlepszy. Jednak zostawało mu najmniej, bo nie tylko był wspaniałym żniwiarzem, ale również pijakiem z najpojemniejszym gardłem.
Na co dzień pracował w pobliskiej cegielni, teren glinianek znał jak własną kieszeń, bo i z centrum wsi droga do domu prowadziła tamtędy. Dziś również, na początku sierpnia, jego droga prowadziła nieopodal cegielni. Niepewność stawianych kroków wynikała nie tylko ze zmęczenia pracą na polu w pełnym słońcu, ale głównie była spowodowana wychyleniem jednego wina, drugie chyba też było, a może i jeszcze więcej. Patykiem pisane nazywali je koledzy, albo patyczakiem, czasem jeszcze patus lub patos. Nie znał znaczenia ostatniego słowa, ale nie podobało mu się, nie współgrało z efektami spożycia. Patus brzmiało bardziej swojsko i wydawało mu się bliższe…
Tak rozmyślał, aż nie runął jak długi na drogę. Z trudem podniósł się i pomny niedawnych wydarzeń, kiedy po ostatniej libacji zapaskudził spodnie, resztką sił doczołgał się w krzaki. Po załatwieniu czynności fizjologicznych zasnął tuż obok z głową na karpie snem sprawiedliwego. Obudził go dopiero przeraźliwy dźwięk silnika samochodowego. W porannym brzasku widział tylko oddalający się czarny pojazd.
Wstał i otrzepawszy spodnie rozejrzał się wokoło próbując ustalić, gdzie w ogóle się znajduje. Odszedł kawałek w kierunku zbiornika na gliniankach, ukląkł na brzegu i zamoczył głowę w brudnej wodzie. Gwałtownie wyprostował się, kiedy poczuł, że coś go lekko łaskotało po włosach. Włożył rękę do wody, a wyciągnął dwie, z czego druga nie była przytwierdzona do reszty ciała, tylko sięgała do łokcia. Krzyknął przerażony, odrzucił dziecięcą rączkę i pobiegł na milicję. Nie zauważył, że woda w zbiorniku przybrała miejscami kolor rdzy.
Posterunkowy Witold Dygiel wmówił Zdzisławowi, że to wszystko były pijackie majaki i zatrzymał go dłuższą chwilę w celu ustalania zeznań. W tym czasie młodzi milicjanci uprzątnęli resztki ciał i nie dopuścili, aby w wiosce rozsiała się panika. Sprawę szybko wyciszono, bo w państwie komunistycznym nie może przecież zaistnieć takie wykolejenie. Jednakowoż opowieść o czarnej wołdze rozprzestrzeniła się pośród okolicznych mieszkańców, ojcowie dobrze strzegli swoich córek, a matki pilnowały synów.
/Legenda miejska w interpretacji Blondo/
Skrzyneczka to mikro w większym maskowaniu. Dojazd tylko od ulicy 15 sierpnia!!
Do etapów prowadzą ścieżki węższe lub szerszeAby odszukać finał należy do wskazówki z pierwszego etapu:
od N odjąć 1
a od E odjąć 6
Proszę o ostrożne podejmowanie. Na znalazców czekają certy. Założona razem z użytkownikiem Blondo.