”Był pochmurny, chłodny dzień. Przemierzałam miejskie uliczki w pośpiechu. Gwar ludzkich rozmów, który zwykł panować na Rynku ucichł. Nawet sukiennicy i winiarze zwineli swoje kramy. Okna domów, jeszcze niedawno rozświetlone blaskiem lamp, teraz ziały czernią. Gdzie zniknęły wszystkie twarze, które pozdrawiały z nich przechodniów radosnym uśmiechem? Spojrzałam na zegar ratuszowej wieży. Czy zdążę? Stuk, stuk, stuk, stuk ... Zamarłam w bezruchu słysząc ten dźwięk. Odbijał się donośnym echem wśród panującej wokół mrocznej ciszy.
Stuk, stuk, stuk, stuk... Powolne, miarowe uderzenia o bruk.
Powrócił strach. Strach, który towarzyszył mi od początku Tych dni. Od kiedy wszystko się zaczęło, z każdym dniem, z każdym krokiem - czułam za sobą oddech Śmierci.
Wymykałam się jej lawirując pośród uliczek i zaułków miasta. A teraz stałam jak posąg…. Czy tak miał wyglądać koniec? Tu i teraz?
Stuk, stuk, stuk, stuk…
Kiedy tak czekałam na to co nieuchronne, niezdolna do najmniejszego ruchu, zza zakrętu (przy domu z „balkonem na głowach”), wyłonił się wóz ciągnięty przez czarnego konia. Woźnica, miejski grabarz towarzyszył w ostatniej drodze tym, wśród których Czarna Pani zebrała swe żniwo. Odetchnęłam z ulgą – jednak śmierć nie jest mi jeszcze pisana…
Żałobny powóz przeciął mi drogę niby czarny kot zwiastujący nieszczęście, po czym znikł równie szybko jak się pojawił. Wyrwana z letargu, zaczęłam biec, biec najszybciej jak to tylko możliwe, biec w kierunku życia … nie zamierzałam poddać się JEJ tak łatwo, o nie…”
Tak ciężkie czasy przypadły na wieki średnie mojego życia. Teraz, kiedy 30 lat minęło od tamtych smutnych dni, pamiętam wszystko jakby to było wczoraj …. ¾ mieszkańców miasta odeszło w swą ostatnią podróż. Zostaliśmy MY, może to był zwykły przypadek który trafił się naszej garstce, może tzw. ślepy los faktycznie był ślepy i ocalił od ciemności, tego nigdy się nie dowiemy… Na mnie już czas…
Takie zapiski znaleziono na strychu w jednej z zielonogórskich kamienic. Dla upamiętnienia ofiar zarazy potomkowie ocalałych mieszkańców Zielonej Góry zbudowali kapliczkę wotywną. Niewielka budowla w stylu klasycystycznym została wzniesiona w roku 1780, dokładnie sto lat od czasów zarazy i stoi po dziś dzień.
Proszę zachować wszelką ostrożność podczas podejmowania kesza, ponieważ miejsce bardzo ruchliwe i łatwo spalić miejscówkę!
Dokładnie maskujcie kesza!
(Data 1680 i zaraza w owym czasie to fakt. Kapliczka wotywna powstała dokładnie 100 lat później i stoi po dziś dzień pod podanymi kordami. Reszta treści to opowieści wyssane z palca;))
Symbol | Typ | Współrzędne | Opis |
---|---|---|---|
Interesujące miejsce | --- | Kapliczka wotywna |